Banki grożą chwilówkom, a nam wszystkim życiem w długach

Expander kredyty Szczecin kontakt

Kilkanaście lat temu wydawać by się mogło, że rozrastający się sektor chwilówek poważnie namiesza w polityce banków. Dziś te przewidywania są trafne, ale też efekt nie wygląda tak, jak spodziewali się tego analitycy. Dziś to już nie firmy pożyczkowe grożą pozycji banków, ale banki zaczynają zagrażać chwilówkom. Czy to źle? Tak. Oto dlaczego.

Skąd ta sytuacja?

Sektor bankowy w Polsce jest patologiczny – to pewne. A jedną z jego największych wad jest jego źle realizowany nadzór, przez co banki, zamiast same podejmować ryzyko, bezlitośnie drenują klientów i to ich tym ryzykiem obciążają. Wystarczy przyjrzeć się listom osób związanych na przykład z KNF-em, a później członkom rad nadzorczych banków. Te nazwiska się powtarzają, bo ludzie z KNF-u przechodzą do banków i na odwrót. Żeby było jasne – to nie znaczy, że nie są ekspertami w swoich fachu, tylko po prostu prowadzi to do patologicznej sytuacji, w której kontrola nie wygląda tak, jak powinna. Zupełnie jakby ci eksperci dbali o swoje przyszłe miejsca pracy. I w związku z tym dochodzi do tak niezrozumiałych w skali europejskiej krajów, jak niemal całkowite zamrożenie finansowania bankowego dla przedsiębiorstwa związanych z rynkiem nieruchomości na wynajem.

Jak to ma się do chwilówek?

Teoretycznie to firmy mogłyby być głównym źródłem bankowych dochodów, ale banki musiałyby zdecydować się na podjęcie – umiarkowanego, dodajmy – ryzyka związanego z ich finansowaniem. Ale nie mają ochoty tego robić. Muszą więc zarabiać na konsumentach, a ci raczej nie wpłacają do banku codziennie swoich ciężko zarobionych miliardów, tylko w większości szukają finansowania. Banki, które z różnych powodów już bardziej nie mogą podnieść choćby opłat za konta, przyciśnięte dodatkowo niskimi stopami procentowymi, które niszczą lokaty i konta oszczędnościowe, zaczynają akcję kredytową skierowaną do najmniejszych klientów.

Co to oznacza: mnóstwo niskich kredytów na kilka tysięcy złotych, ale i na kilkaset, co staje się coraz powszechniejsze. Oczywiście ubiera się to w ładne słowa o potrzebach klientów, łatwości wnioskowania i tak dalej, ale prawda jest taka, że banki szukają pieniędzy w kieszeni tych klientów, których w razie potrzeby bez żadnego problemu albo przycisną nakazem zapłaty, albo ewentualnie odliczą sobie ulgę za złe długi. Biznes dalej nie ma pieniędzy, banki się pasą, a konsumenci udają zadowolonych, bo żenujący poziom wynagrodzeń mogą na jakiś czas przykryć pożyczką z banku.

W banku taniej, to chyba lepiej, co nie?

Problemy zaczynają się właśnie teraz. Chwilówki co prawda były zdecydowanie łatwiej dostępne niż kredyty bankowe i to nadal prawda. Banki w dodatku ani myślą udzielić nawet najmniejszej pożyczki osobie na umowie o dzieło, jeśli ta nie ma terminu na kilka miesięcy. Parabanki nie mają z tym problemu. Tylko czy takie drenowanie klientów przez banki to coś pozytywnego? Nie wydaje się. Każdy, kto miał wziąć chwilówkę, gdzieś podświadomie sobie powtarzał, że to ostateczność, bo RRSO wynosi ze 3 tysiące procent. To przecież ekstremalnie dużo, i nie ma znaczenia, że jeśli się spłacić pożyczkę w miesiąc, zgodnie z planem, to będzie często nawet tańsza od kredytu bankowego. Chodziło o efekt automatycznego hamulca psychologicznego.

W przypadku pożyczek bankowych tego nie ma. Dziesięć procent? Piętnaście maks. Przecież to tyle, co nie. Hamulec psychologiczny nie działa, bank utrzymuje klienta, firma pożyczkowa zostaje z niczym. Tu problem oczywiście może się rozejść dalej, bo właściciele firm pożyczkowych często później przez inną spółkę finansują te przedsięwzięcia, których banki nie chciały, bo to było dla nich za trudne. Upadek firm pożyczkowych nie ogranicza się do problemu jednego czy dwóch parabanków.

I zostaje jeszcze w miarę oczywista kwestia: utrzymanie klienta przez bank, choć nie wydaje się czymś złym, sprawia, że rynek się cementuje i dziś w zasadzie żaden bank się niczym nie wyróżnia. Wszystkie rankingi wskazują na jakieś śladowe różnice, które w praktyce nie mają większego znaczenia, bo i tak wynikają z kampanii promocyjnych. Na dłuższą metę tworzy to pole do działania dla fintechów, które pod wieloma względami dziś wyprzedają banki, ale znowu działają pod presją przepisów i żeby móc się rozwijać, muszą – tak jak niedawno Revolut – przekształcić się przynajmniej częściowo w bank. Wtedy prawdopodobnie stracą też część swojego impetu i wpadną w kołowrót mielący konsumentów na suchą papkę.

Czy banki naprawdę mogą zniszczyć chwilówki?

Wydaje się oczywiste, że kiedy można wziąć chwilówkę lub tańszy kredyt bankowy, to większość konsumentów zostanie z bankiem. Chwilówki oczywiście nie znikną zupełnie: jest wielu freelancerów i pracowników, którzy pracują na umowy zlecenie lub o dzieło, które w bankach są uznawane za ryzykowne (choć między zleceniem a UoP różnica w stabilności często jest jedynie iluzją). Tyle że to odcina spory fragment rynku z sektora parabanków. I pewnie spora część firm utrzyma się na powierzchni, ale nie będzie już w stanie stworzyć realnej alternatywy dla kredytów bankowych, tym samym niepotrzebnie cementując rynek i przyspieszając proces wyciągania kasy przez banki. I oczywiście można to pociągnąć dalej, idąc w stronę globalnych problemów, ale tak naprawdę nie ma potrzeby: silne banki, słabe firmy pożyczkowe i fatalnie realizowany nadzór nad rynkiem finansowym sprawiają, że w kieszeni przeciętnego Kowalskiego jest coraz mniej pieniędzy. O ile na miesiąc można to załatać chwilówką lub kredytem, to na dłuższą metę sprowadzi się to do filozofii życia na krechę dla coraz większego grona uczestników rynku.

Sprawdź także zestawienia produktów bankowych:
Najtańsze kredyty gotówkowe listopad 2024
Bezpłatne konta osobiste listopad 2024
Najlepsze karty kredytowe listopad 2024
Lokaty bankowe oprocentowanie listopad 2024

+